Jak to się wszystko zaczęło?

Czy jestem dobry w te marketingowe klocki?

Kilka lat temu pracowałem spokojnie za biurkiem na stanowisku “Specjalista ds. marketingu”. Jako że nie lubię stać w miejscu, to postanowiłem trochę podnieść swoje kwalifikacje. Pojawiła mi się reklama „I love marketing” i pomyślałem, że warto się wybrać i nauczyć czegoś nowego.

Będąc na samym wydarzeniu, zanotowałem kilkadziesiąt stron pomysłów i przemyśleń dotyczących marketingu. Przypominam, że to było kilka lat temu i wtedy event trwał tylko jeden dzień, a nie jak dzisiaj cztery. Swoją drogą polecam każdemu udział w „I love marketing„. Mało jest takich wydarzeń, w których można nauczyć się tak dużo, w tak krótkim czasie. Wróćmy jednak do mojej małej historii.

Jak zapisywałem sobie kolejną kartkę z pomysłami jak wykorzystać Facebooka, budować strategię marketingową i zmienić font w Canvie, to zdałem sobie sprawę, że chyba mam coś do nadrobienia 🙂 Po powrocie popracowałem więcej nad zagadnieniami z Google Analytics, Google Ads i Social Mediów. Progres był, ale nie tak duży, jak chciałem. Tak dni i lata mijały i pojawiłem się na kolejnym “I love marketing”. Powtórka z rozrywki – znowu zapisałem kilkadziesiąt stron notatek i znowu zdałem sobie sprawę, że tak mało wiem. Nie mówię już nawet o porównywaniu się z prelegentami, których wiedza była dla mnie wtedy nieosiągalna. Jednak to wiedza samych uczestników konferencji, podczas luźnych rozmów przy kawie, uświadomiła mnie, jak wiele mi jeszcze wiedzy brakuje.

Klamka zapadła – muszę coś zmienić, bo cały czas będę w tyle za nowościami w marketingu. Niezależnie czy chodzi o reklamy w Google Ads, nowości na Facebooku czy zmiany w pozycjonowaniu stron internetowych. Zacznę pisać bloga! Dzięki temu będę cały czas „na bieżąco” w świecie digital marketingu, a oprócz tego moja wiedza może Ci się przydać któregoś dnia. To jest właśnie moje „WHY?”, jakby to ujął Simon Sinek (tak – jestem fanem duuużym fanem!).

Blog będzie moim motorem napędowym, żeby być na bieżąco w świecie marketingu.

No i stało się. Tylko od czego by tu zacząć?

HTML? CSS?

Na początku mojej blogowej przygody zadałem sobie pytanie „Czy zlecić stworzenie bloga firmie zewnętrznej, czy zrobić ją samemu od podstaw?”. Z jednej strony mogę zaoszczędzić dużo czasu, ale z drugiej strony zawsze lubiłem mieć wszystko pod kontrolą – wiedzieć co, z czym i dlaczego się łączy. Chciałem mieć pewność, że jeżeli coś będę chciał zmienić na stronie, to nie będę zależny od kogoś innego. Jednocześnie sam chciałem wiedzieć, czy moja ingerencja w stronę jest mała czy duża. Czy będzie wymagała kilku dni pracy, czy może to tylko tyci tyci zmiana w kodzie, która zajmie mniej niż minutę?

Oprócz tego doszedł temat nauki pozycjonowania (SEO). Trochę już się nad tym znałem dzięki kilku szkoleniom i współpracą z firmami zewnętrznymi. Wiedziałem jednak, żeby być lepszym w tym świecie, należy dobrze znać środowiska języków programowania – HTML, CSS i Java Script. Co więc będzie lepszego niż stworzenie strony od zera i nauka krok po kroku każdego z elementów kodu?! 🙂

Mój nowy guru

Nie wiedziałem jednak od czego zacząć. Zacząłem od bombardowania pytaniami wujka Google’a:

    • “Jak napisać stronę www?”
    • “Czy zrobić samemu stronę?”
    • “Co to jest HTML?”
    • “Kursy HTML za darmo”
    • “Czy po 7 kawach dziennie będę mieć zawał?”

Po kilku godzinach, dniach, tygodniach (?) natrafiłem na kanał na Youtubie “Pasja Informatyki”, prowadzonego przez Mirosława Zelenta. No i to był prawdziwy przełom. Prawdziwy game changer. Prowadzący przygotował tak świetne materiały, że przez każdy kolejny etap nauki, przechodziłem z uśmiechem na twarzy, zamiast z irytacją, że nic nie rozumiem. Genialnie poprowadzone kursy, w których byłem przeprowadzany przez każdy element kodu. Krok po kroczku. I to wszystko za darmo! Dla wszystkich, ale to wszystkich zaczynających przygodę z IT, bardzo gorąco polecam kanał. Zelent po mistrzowsku rozłożył mi naukę i pokazał od czego najlepiej zacząć, co jest ważne, a co może okazać się zbyt dużą przeszkodą na początku nauki.

Bywały oczywiście gorsze dni. Ledwo co wszedłem w świat HTML’a, to Mirek mówi “Hola hola! Nie znasz podstaw CSS’a? No to zapraszam na kurs!’. No to idę. Po chwili “Hola hola! Nie znasz podstaw PHP? Przejdź do tej playlisty.” No to idę. Tak samo było z podstawami z MySQL, Java Scriptem czy na końcu z Bootstrapem. I tak kilka dni zamieniły się w kilka tygodni, a potem w kilka miesięcy. Pomimo przejrzystej ścieżki wytyczonej przez mojego nowego guru, zacząłem się irytować, że jeszcze nie zacząłem pracy nad własną stroną.

No to zaczynamy!

Kiedy byłem już na finiszu nauki z Pasją Informatyki, w końcu zacząłem od pisania kodu. Nie byłem jednak zadowolony i czułem, że potrzebuję jeszcze więcej nauki. Zacząłem więc szukać kolejnych darmowych źródeł nauki. Natrafiłem na kolejny świetny kanał na Youtubie – “Samuraj Programowania”, który również dużo mnie nauczył. Kilkanaście filmików przerobiłem i poszedłem dalej.

W następnym etapie poszukałem tutoriali, w których YouTuberzy, przeważnie z Ameryki czy Indii, tworzyli nowe strony od początku do końca. Tworzyłem więc wszystko razem z nimi. Kod po kodzie. Kawałek po kawałku w programie Visual Studio Code, który pokochałem, jak tylko przesiadłem się z klasycznego Notepada++. 

Chciałem nauczyć się pisać kod, żeby móc stworzyć własną stronę z przyjemnością, a nie przeklinając każdy fragment strony. Do tego musiałem jeszcze się mocno poduczyć tego, jak przygotować responsywną stronę, czyli dostosowaną do urządzeń mobilnych. Stworzyłem kilka takich „dzieł sztuki” 🙂 jednocześnie powoli, na boczku tworzyłem własną stronę. 

Tygodnie mijały i strona była już prawie gotowa. Zacząłem więc od pisania poszczególnych tekstów. Na szczęście uczyłem się pisać już w przedszkolu, więc poszło mi szybciej niż z kodowaniem 😀

Veni vidi to tak, vici nie do końca

Kiedy finiszowałem już ze stroną, to pomyślałem sobie, czy za każdym razem jak będę chciał dodawać nowy wpis, to będę musiał wszystko znowu kodować. Znowu przesyłać dane na serwer. Znowu przypominać sobie poszczególne elementy budowy kodu. No bo jednak informatykiem nie jestem i nigdy nie będę chciał nim być – to nie był mój cel. Tak wiem – trochę późno na to wpadłem 😉 Na szczęście z pomocą przybył mój bardzo dobry znajomy – nazwijmy go „szwagier”.

Szwagier zna się bardzo dobrze na IT, wiec nie był to dla Niego problem, żeby przenieść wszystko na WordPressa. Dzięki temu już nie będę musiał skupiać się na kodzie, tylko elegancko zaktualizuję wszystko przez gotowy CMS. W razie problemów technicznych zawsze szwagier mi pomoże.
 
I tym oto sposobem przed Waszymi oczami widnieje wspólne dzieło moje i szwagra. Natomiast w między czasie działa się zupełnie inna historia – proces utworzenia jednoosobowej działalności gospodarczej GoFlow Przemysław Tesz.

Firma

Tak się życie złożyło, że razem z utworzeniem bloga, wygodne było dla mnie założenie jednoosobowej działalności gospodarczej. Nie dość zatem, że dalej uczyłem się programowania, to musiałem zanurzyć się w kolejne nowe środowisko. Tak naprawdę kwestie zarządzania firmą miałem na studiach WSB w Bydgoszczy i Toruniu, ale perspektywa się zmienia, kiedy podejmujesz decyzje w realnym świecie. Musiałem sobie więc zadać szereg pytań:

    • Jaka nazwa firmy?
    • Jakie kody PKD?
    • Co to jest CEIDG?
    • Gdzie będzie zarejestrowana działalność?
    • VAT czy nieVAT? Oto jest pytanie!
    • Czy zatrudnić księgowość?
    • W którym programie wystawiać faktury?
    • Czy ja muszę płacić ZUS, PIT-5 i VAT-7?!

Finalnie sam proces zakładania firmy nie był wcale tak problematyczny, jak myślałem, że będzie. Praktycznie wszystko zrobiłem online i jedynie do banku udałem się pieszo, żeby stworzyć konto firmowe. Najdłużej zajęło mi chyba … rozmyślanie nad nazwą firmy i bloga. No bo jak się nazwać? Tesz Company? Tesz mi firma? Dobry Marketing Corporation?

Czy mam ten Flow?

Od czasów, w których zanurzyłem się totalnie w marketingu, zacząłem mieć też bzika na punkcie produktywności. Zafascynowałem się tym jak poprawić swój czas pracy, jak nie tracić czasu na przeglądaniu Facebooka, czy Instagrama, ile czasu powinien trwać sen czy  jak powinno wyglądać stanowisko pracy, żeby się nie rozproszyć? 

Czytałem więc o tym książki, przeglądałem artykuły w Internecie i oglądałem kanały na YouTubie o podobnej tematyce jak np. Thomas Frank czy Matt D’Avella.

Szczególnie zafascynował mnie pewien określony stan, podczas którego możemy całkowicie oddać się wybranej, aktualnie wykonywanej czynności. To szczególny moment, w którym nie odczuwamy jak biegnie czas, jesteśmy kompletnie „odłączeni” od świata zewnętrznego, a nasze skupienie sięga zenitu albo i jeszcze wyżej. Wiem, wiem. I tak już wiesz, że chodzi mi o Flow. Chciałem zbudować trochę suspensu 😉

Voilà!

Właśnie ten stan staram się osiągnąć, jak tylko zabieram się za coś dla mnie ważnego jak chociażby pisanie tego bloga. Pomyślałem, że skoro cały czas do tego zmierzam, to nazwę firmę i jednocześnie bloga “Go Flow!”. Może dla niektórych może brzmieć trochę banalnie, ale dla mnie ma to wartość, więc domena goflow.pl została zakupiona.

W końcu udało się! Strona działa! Nie mógłbym być z siebie bardziej zadowolony. Wiem, już na czym polega budowanie strony, z czego się składa i czemu warto mieć krótszy kod 😉 Po wielu wielu miesiącach oczekiwania, wreszcie mam swoją małą przestrzeń, w której mogę dzielić się wiedzą i zdobywać nową, dzięki komunikacji z Tobą 🙂

Zostaw komentarz